Pierwotnie ten długi wpis był na Facebooku. Jako, że przenoszę treści z FB na mój blog to przeklejam wpis w całości, z minimalną jedynie edycją.

Capoeira jest dla mnie ważna. To już pisałem wielokrotnie. Nie będę tutaj się powtarzać.

Co powtórzę – z nikim się nie ścigam.
Może jedynie z samym sobą. W lutym kończę 40 lat. Dzięki Capoeira i aktywności fizycznej nie wyglądam jak inżynier Karwowski, czuję się lepiej i jestem w lepszej formie niż jeszcze 10 lat temu.

Jeżeli zdrowie pozwoli to będę dalej w spokojnym tempie rozwijać się i realizować swoje prywatne cele. Dzięki Capoeira, diecie i ćwiczeniu na siłowni zjechałem do 106 kg masy ciała. Zmieniając nieco też kompozycję – masa mięsniowa nie spada. Tracę jedynie masę tłuszczową. Zamierzam utrzymać to do momentu kiedy stracę przynajmniej jeszcze 10kg tłuszczu i być może uda mi się przybrać 5kg na masie mięsniowej. Nie wiem czy to mi się uda, ale będę dążyć do celu.

Nigdy nie rozumiałem ideii współzawodnictwa w Capoeira. To nowa rzecz dla mnie. W grupie Camangula troszkę się promuje takie podejście zawodnicze, są różne konkursy, dostaje się oceny, itp itd. Ja tego nie lubię, ale akceptuję.

Zamiast na zawody wolę jeździć na warsztaty. Tych na szczeście jest bardzo dużo. W tym roku zaliczyłem warsztaty w Poznaniu (wiosenne Batizado / Troca de Corda), Gdańsku, Częstochowie, Sosnowcu i dwa razy w Warszawie, w której rezyduję. Tych warsztatów w naszej grupie jest bardzo dużo i w zasadzie możnaby jeździć gdzieś prawie co drugi weekend, ale stety lub niestety mam też inne fajne zajęcia i obowiązki.

Poza tym już regeneracja nie jest taka sama jak jeszcze 20 lat temu. Poczułem to kiedy mnie rozłożyło na łopatki po częstochowskich warsztatach przez co przepadły mi jesienne warsztaty w Poznaniu.

Tak czy inaczej – swój personalny cel osiągnałem – jeździć częściej po innych sekcjach. Zamierzam utrzymać tą częstotliwość w kolejnych latach. 3–4 wyjazdy + 2 lokalne są do ogarnięcia.

Ten cel wiąże się też z kolejnym prywatnym celem – umiejętność grania w Roda. Staram się grać tak często jak tylko jest to możliwe a u nas najlepszą ku temu okazją jest jeżdzenie po warsztatach bo tam rodas jest po kilka dziennie. Gry na treningach są, ale nie aż tak często bo zazwyczaj ciśniemy techniki i kondycję. Poza tym granie z tym samym zestawem zawodników rozwija tylko do pewnego momentu. Potem trzeba otworzyć się na nowe wyzwania.

Dlatego też zaczałem grać w Capoeira w innych grupach. Jeżeli będzie możliwość gry u grup, które reprezentuje dobry poziom i są otwarte dla innych to też zamierzam dalej to praktykować. Nie czuję się jeszcze komfortowo jako gracz, ale też zbytnio się nie przejmuję. Troszkę wyluzowałem ostatnio w roda. Staram się by moja gra była nieco ciekawsza, ale też nie zawsze mi się to udaje.

U nas niestety często się zdarza, że ludzie nie zostawiają pola do dialogu. Może to jest błędna obserwacja. Może po prostu muszę jeszcze ograć się więcej by móc nauczyć się zyskiwać stosowny dystans na ciekawe elementy. Może też to być spowodowane, że jeszcze jestem dość sztywny w korpusie i cieżko u mnie z unikami. Skoro większość graduados to potrafi to ja też kiedyś się nauczę. Tak czy inaczej jest to pole do poprawy. I na tym chcę się skoncentrować – na poprawie gry w roda.

Kolejny temat: zupełnie odpuściłem temat rozwoju muzycznego. W zasadzie to świadomie skoncentrowałem się jedynie na części fizycznej bo tam miałem i nadal mam największe braki. Poza tym troszkę się cykam fałszować czy grać nie w tempo kiedy jest obok contramestre Lagarto. On wyłapie każdą fałszywą nutę i wejście nie w takt.

Na warsztatach na to nie ma zbytnio miejsca bo rodas są prowadzone przez monitor, graduados i wyżej. Owszem można próbować coś pograć, ale kadra jest bardzo duża i takie rodas to prawie jak święto, które głupio zepsuć. Lepiej oddać wodze osobom, które to potrafią robić bardzo dobrze. Tak czy inaczej – od tego też nie mogę uciekać.

Postanawiam więc by od następnego tygodnia na dwa treningowe rodas jedną poświęcić tylko i wyłącznie na granie na instrumentach i śpiewanie. Oczywiście jeżeli będą dwie rodas w tygodniu. Może też zacznę się nagrywać podobnie jak to robię z ćwiczeniami fizycznymi.

Jeżeli wam to będzie przeszkadzać to wiecie gdzie jest przycisk “przestań obserwować” 🙂 Nie pisałem nic o stopniach. Co prawda dostałem w tym roku corda laranja – piąty uczniowski, ale corda dla mnie nic nie znaczą. Przez 10 lat nosiłem trzecie corda i też było ok. Poza tym widzę, że z tym pomarańczowym to bywa różnie. Kiedyś pomarańczowy to było coś. Teraz widzę po sobie, że są ode mnie dużo lepsi i dużo gorsi.

Za długo siedzę w tej bajce bym się porównywał do innych i cisnął na promocje. Poza tym wyższe corda to większa odpowiedzialność. Stopień szacunku nie przynosi automatycznie – ten zdobywa się coś sobą reprezentując i nie mówię tylko o capoeira. W moim mniemaniu trzeba być nie tylko dobrym w capoeira, ale też porządnym człowiekiem. Takim, który panuje nad sobą i daje dobry przykład.

Nie mi to jednak oceniać. Ja mam swoje zmartwienia, wyzwania i dość impulsywny charakter.

Na obrazku jeden z orixas z dawnych wierzeń afrobrazylijskich – Ogum – bożek, którego cechy charakteru podobno są najbliższe moim.