O tym jak nie zrobiłem sobie tatuażu będąc w Brazylii. A dokładnie dlaczego nie zrobiłem tatuażu z symbolem brazylijskiego boga – kowala Ogum.
Nie wierzę w boga, bogów i inne byty nadnaturalne, lubię jednak element metafizyczny i symbolikę z tym związaną. Lubię grać magiem podczas sesji w RPG. I dont want reality, I want magic. Kiedy byłem w liceum to miałem dużo czasu i podczas mojej pierwszej fali fascynacji capoeira poczytałem co nieco o candomble – czyli religii synkretycznej powstałej z połączenia wierzeń afrykańskich plemion Yoruba z katolicką wiarą portugalskich ciemienżycieli.
Czytałem też dużo o innych systemach wierzeń. Wyobraźcie sobie, że kilkukrotnie czytałem Stary i Nowy Testament co w połączeniu z burzliwym okresem dyskusji religijnych z pewnym świadkiem Jehowy, lekturą książki Bóg Urojony, autorstwa Dawkinsa, umocniło mnie w przekonaniu, że te wszystkie religie to tak na prawdę bujda na resorach, dla jednych sposób do radzenia sobie z trudami życia a dla drugich sposób do kontroli nad tymi pierwszymi.
Candomble, tak samo jak capoeira, dawało niewolnikom poczucie jedności, unikalności i powiązania kulturowego z ich afrykańską kolebką. Poczytałem sobie wtedy trochę o Orixas, o ich animalistycznych konotancjach oraz katolickich odpowiednikach. Problem w tym, że źródła europejskie są niepełne. Ja z moim ograniczonym portugalskim oraz wiedzą z innych mitologii i wierzeń wykształciłem sobie jakiś jego wykrzywiony wizerunek sprzedawany turystom szukającym egzotycznego folkloru. Sobie pomyślałem: urodziny mam drugiego lutego – to dzień święta bogini Iemanja, ale charakter mam uparty, niepokorny, najpierw działam – potem myślę. Podobno tak działał Ogum. No to na czerdziestkę kiedy będę w Rio to zrobię sobie tattoo z symbolem Ogum. Tak sobie pomyślałem. Znajomi porobili sobie tatuaże z berimbau kiedy byli w Salvador da Bahia. To ja walnę sobie oryginalnie coś z Candomble. Nie zrobiłem tego. I dobrze.
Dzięki uprzejmości cioci Carli, u której mieszkałem w Rio de Janeiro miałem przyjemność porozmawiać z Laurą, która jest z rodziny praktykującej od wielu pokoleń religię Umbanda – czyli takiej nowożytnej Candomble. Umbanda nadal jest praktykowana Brazylii. Nie ma dobrej prasy bo generalnie mainstream wyśmiewa wszystko co nie jest białe. Smutne to trochę, ale zarówno capoeira, umbanda czy inne afrykańskie tematy w Brazylii traktowane są jak obciach. Sprawa z tatuażem się rypła.
Okazało się, że to nie takie proste i nie da się zaszufladkować. Owszem: Ogum przyniósł ludziom żelazo, wykuł broń, wyciął maczetami drogi (mawia się: Ogum otwiera drogi – pokazuje opcje, rozwiązania)- znany jest pod katolickim imieniem świętego Grzegorza – São Jorge… ale nie można go tak łatwo wrzucić w szufladkę innych bóstw tego archetypu – np greckiego Hefajstosa czy rzymskiego Marsa, nordyckiego Odyna. Tak samo nie można postawić znaku równości pomiędzy Iemanja a Maryją matką Jezusa, czy egipską Izydą. Kiedy rozmawiałem z Laurą ona była ciekawa mojego wyboru. Dlaczego akurat Ogum?
Powiedziałem, że mam podobne cechy charakteru. Spytała się czy napewno jestem o tym przekonany bo często gringos (ludzie obcy) mylą cechy Orixas z cechami Ciganos – cyganie według Umbandy to duchy używane przez Orixas do różnych celów. Poza tym to nie jest tak, że ja sobie mogę powiedzieć – Jestem filho de Ogum (synem Ogum) bo mam cechy Oguma. To Ogum musi mi powiedzieć, że jestem jego synem i dzieje się to na drodze długich rytuałów na pewno będących poza zasięgiem białego europejczyka. Generalnie trudna sprawa – musiałbym uwierzyć w bajki, zacząć proces indoktrynacji religijnej i dopiero podczas rytuału dowiedziałbym się kim naprawdę jest mój Orixa. Mogło by się okazać, że wcale nie jestem filho de Ogum… a wybrałby mnie Exu albo kto inny. Trudny temat 🙂
Stwierdziłem więc, że chyba nie będę robić sobie tatuażu z symbolem czegoś co nie do końca rozumiem. Troszkę siara by była 🙂 A mogłem cholipcia ogarnąć klasycznie dziarę z berimbau. No nic… następnym razem. Kolejna fajna okazja za dwa lata: 42 to też fajna liczba